Miał być post poruszający kwestię sposobów nabywania przeze mnie ciuchów oraz tematów z tym procederem związanych, a wyszło to co wyszło. Jak zwykle.
Nie mam wybitnie lekkiego pióra, to pewne, ale pisanie nie sprawia mi także większego problemu (chociaż od zawsze uciekałem przed koniecznością "pocenia" prac pisemnych...wszelakich). Teraz jednak powodem jest brak czasu, a raczej chwilowy problem z jego organizacją po godzinie 20 (wtedy właśnie mam "teoretycznie" czas na blogową aktywność). Tak czy siak, pora to zmienić i taki jest plan, a jak będzie z jego realizacją? Zobaczymy.
Tymczasem, korzystając z letnich temperatur (od czerwca rozpocznie się pewnie polska deszczowa wiosno-jesień) przygotowałem coś niezobowiązującego i kojarzącego się jednoznacznie z morzem. Osobiście fanem morza nie jestem, ale morskich motywów w ubiorze owszem i pewnie będziecie mieli jeszcze nie jedną okazję się o tym przekonać.
Gdyby nie obecność chusty, która nadaje lekkości i nietuzinkowej nonszalancji, mamy do czynienia z bardzo minimalistyczną formą, którą, bez obaw, powtórzyć może każdy facet (zdaję sobie sprawę, że przy dużej części prezentowanych przeze mnie zestawów, pojawia się w Waszych głowach myśl "ok, fajnie, ale nie dla mnie", spokojnie, tę kwestię także poruszę, obiecuję!).
A tymczasem, Garbary Bay:
longsleeve - h&m - 30 zł
chinos schorts - auchan - 35 zł
pasek - sh
apaszka - sh
buty - river island
okulary - triwa
zegarek - triwa