Czy wyznacznikiem elegancji musi być zawsze krawat? Czy nie macie czasem wrażenia, że w niektórych codzienny sytuacjach, dodatkowy kawałek materiału pod szyją zabiera wam nieco naturalności i i sprawia, że jesteście jeszcze bardziej overdressed (ubrani przesadnie w stosunku do okazji)? Ja mam.
W ostatnim wywiadzie, który miałem okazję udzielić dla Catwalk Magazine, wspomniałem o kilku rzeczach, które w różnym stopniu odnoszą się do dzisiejszego zestawu. Pomijając tematy takie jak blog, rozwój mojego stylu czy targi Pitti Uomo, zostałem poproszony o krótką charakterystykę zmian jakie zaszły w Polsce ciągu trzech lat mojej przygody z tematami około modowo-stylowymi. Nie chcę się powtarzać, więc wszystkich potencjalnych zainteresowanych odsyłam do wspomnianej powyżej publikacji, w tym miejscu napiszę tylko, że wciąż towarzyszy mi przeświadczenie o naszym zbyt poważnym podchodzeniu do tematu ubioru. I nie, nie nawołuję do "bawienia się modą" czy też bycia kolorowym ptakiem, a także podpierania się argumentacją typu "Włosi to potrafią, Włosi są tacy świetni, uczmy się od Włochów", o greckich stylowych, żółtych sweterkach nawet nie wspominając.
Uprzedzając wszelkich złośliwców (tutaj jest miejsce tylko dla jednego), tak najchętniej zacząłbym prowadzenie bloga teraz lub w najgorszym wypadku rok temu, pozbywając się tym samym obciążających mnie dowodów zbrodni przeciwko stylowi i zdrowemu rozsądkowi. Z drugiej strony, ten bagaż, lub też bardziej stosownie, balast modowych eksperymentów i doświadczeń daje mi pewnego rodzaju przyzwolenie, aby pisać o podstawach, zasadach i ich interpretacji z pewnym dystansem, pozbawionym młodzieńczego, charakterystycznego dla początkujących kolegów, niczym nie skrępowanego, entuzjazmu, przysłaniającego niejednokrotnie istotne aspekty.
W związku z tym, odpowiadając na postawione we wstępie pytanie, nie, krawat wcale nie jest niezbędny. Podobnie jak kamizelka, marynarka, czy dowolny inny element. Cała sztuka polega na umiejętnym wyczuciu, w którym miejscu należy powiedzieć "stop", zwłaszcza, że przesadzić jest bardzo łatwo. Więcej zdecydowanie nie znaczy w tym przypadku lepiej, w szczególności, jeśli jesteśmy na początku naszej przygody ze stylem inspirowanym męską klasyką. Dla jasności, nie mam tu na myśli wyłącznie ilości sztuk zakładanej na siebie garderoby, ale również elementy stylistyczne tejże takie jak kroje, detale, wykończenia czy też przymioty tak subtelne jak kolory, wzory i faktury.
Dodając do tego wszystkiego fakt, że pewnej ogłady nabieramy dopiero po jakimś czasie, nazbyt rozbudowane, barokowe zestawienia, mogą w najlepszym przypadku wywołać efekt elewacji bloku po termomodernizacji (wybaczcie, że się powtarzam, ale to chyba najlepiej opisujące to zjawisko określenie no i przede wszystkim, bardzo je lubię) .
Dla jasności, tak piętnowana przez pewien popularny obecnie nurt, nudna, szara zachowawczość, wcale nie musi być ani tak nudna, ani tym bardziej taka szara. W końcu szarość ma przynajmniej pięćdziesiąt odcieni (żart, kurtyna).
ZESTAW
Czym byłby ten cały teoretyczny wstęp, gdyby prezentowany zestaw nie odnosił się do niego w jakiś sposób.
Całość oparta na charakterystycznych już dla mnie kolorach oraz fasonach. Pewną nowością są luźniejsze spodnie, ale prawdę powiedziawszy, nie czuję się w nich najlepiej i zapewne w kolejnych zestawach nie będą już takie "zwiewne". Biorąc jednak pod uwagę, że obecny krój to efekt przeróbki "marketowych żagli", nawet teraz nie jest najgorzej.
Kamizelka, to nabytek ze sklepu z odzieżą z drugiej ręki. Nie widać tego na zdjęciach, ale kieszenie zostały wszyte w dwóch zupełnie rożnych i kompletnie pozbawionych nawet śladowych ilości symetrii, miejscach. Na szczęście poprawka okazała się łatwiejsza niż pierwotnie przypuszczałem, a przy okazji, poznałem nieco lepiej konstrukcję kamizelki.
Pomijając fakt, że od momentu zrobienia zdjęć do ich publikacji, bawełniana flanela z której została wykonana marynarka straciła zupełnie na swojej sezonowej użyteczności, materiał ten ma jedną zasadniczą wadę. Otóż gniecie się niemiłosiernie, zwłaszcza w okolicach łokci, co zresztą widać doskonale na poniższym zdjęciu. Z założenia jest to jednak marynarka sportowa i do bólu nieformalna, zagniecenia te nie są więc czymś czego nie jestem w stanie zaakceptować, a co za tym idzie, w dalszym ciągu mogę cieszyć się jej pozostałymi walorami.
Na deser dodatki, tj. poszetka nr jeden w mojej szafie, którą do znudzenia wpycham w brustaszę niemal każdej mojej marynarki (więcej na ten temat w kolejnej Gadce Szmatce), a także "temat główny" dzisiejszego wpisu, czyli krawat. Osobiście jestem fanem krawatów posiadających minimalne wypełnienie lub nie posiadających go w ogóle, co niestety wciąż stanowi na rodzimym rynku niezagospodarowaną niszę. Prezentowany węzeł Księcia Alberta, w tej formie możliwy jest do uzyskania tylko na takich krawatach. Korzystając z faktu, że do zestawu wybrałem koszulę OCBD oraz kamizelkę, postanowiłem w połowie sesji z niego zrezygnować i pokazać Wam w praktyce na czym polega różnica wynikająca z dodania lub usunięcia z zestawu jednego elementu. Przyznam, że efekt finalny zaskoczył nawet mnie. Pierwszy wariant, pomimo swojego sportowego charakteru, przywodzi na myśl "zapiętą na ostatni guzik" elegancję, wprowadzając tym samym między mną, a obserwatorem pewną barierą i dystans. Drugi natomiast, różniący się tylko brakiem 10 cm granatowego materiału pod szyją oraz rozpiętym guzikiem koszuli, praktycznie całkowicie tę barierę i dystans niweluje.
foto. Patiness
marynarka / jacket - Mango Man
kamizelka / vest - second hand (podobne)
koszula / shirt - Miler Menswear
krawat / tie - H&M
poszetka / pocket square - H&M (podobna)
spodnie / trousers - no logo (podobne)
monki / monks - Patine.pl (Yanko)
WSZYSTKICH ZAINTERESOWANYCH ZAPRASZAM NA OUTSALE, CZYLI SEZONOWĄ WYPRZEDAŻ MOJEJ SZAFY - http://bit.ly/outsale