Pierwsza fala entuzjazmu opadła, a wysyp artykułów i blogowych relacji bogatych w barwne fotografie jakby stracił na sile, najwyższa więc pora, abym i ja dorzucił typowo moje trzy grosze.
90 edycja PU to czwarta, w której miałem niewątpliwą przyjemność uczestniczyć. Do tej pory popełniłem kilka wpisów charakteryzujących tę imprezę, nie widzę więc większej potrzeby by się powtarzać. Nowych czytelników odsyłam w tym miejscu do archiwum bloga lub do jego wyszukiwarki.
Z każdą kolejną wizytą we Florencji nabieram większej ogłady i obycia w tym specyficznym świecie, do tego stopnia, że nie potrafię już jednoznacznie określić czy impreza zmienia się wraz ze mną, czy też raczej stałem nieczuły na większość spotykanych i prezentowanych tam "zjawisk". Tak czy inaczej, w moich oczach była to najbardziej zachowawcza edycja. Wyglądało to trochę tak jakby wszyscy byli już znudzeni szaleńczym wyścigiem odzieżowych zbrojeń i tym razem pozwolili sobie odetchnąć. No dobrze, może nie wszyscy, niektórzy, jak chociażby pan z pierwszego zdjęcia, zabrali ze sobą jeszcze trochę pawich i bażancich piór, ale większość wyglądała tak, jakby w najgorszym wypadku wahała się czy wciąż chce podążać tą drogą.
Był to zarazem, w moim odczuciu, najmocniejszy trend. Zachowawczość i umiar odziana w pięknę kroje triumfowała. A nawet jeśli to tylko moja wyobraźnia, na większości poniższych zdjęć przybrała całkiem namacalną formę.