Kiedy rok temu pierwszy raz wybrałem się na wzgórze Monte dei Cappuccini i ujrzałem rozpościerającą się z niego panoramę Turynu na tle monumentalnej ściany Alp, wiedziałem, że kiedyś będę musiał tam wrócić i wkomponować w ten obrazek jakiś zestaw. Ostatnio pojawiła się ku temu okazja.
Co prawda, tym razem pojawiłem się w Turynie tylko na kilka dni, a unoszący się nad całą przemysłową doliną smog nie był już tak łaskawy jak w przypadku wyżej wspomnianej widokówkowej wycieczki, jednakże padający przez kilkanaście godzin przed zdjęciami deszcz oczyścił na tyle powietrze by choć w minimalnym stopniu uchwycić niezwykłość tego miejsca.
ZESTAW
Warunki temperaturowe panujące obecnie w Polsce nakazywałyby dorzucić do całości przynajmniej jedną warstwę, natomiast we Włoszech, rzecz jasna moim skromnym zdaniem, nawet pomimo zbliżonych wskazań termometru, temperatura odczuwalna jest zazwyczaj wyższa i można sobie pozwolić na nieco lżejsze zestawy, co też zresztą ochoczo czynię podczas każdej wizyty. Zamiast grubych i ciepłych tkanin, zdecydowałem się więc na ich cieńsze odpowiedniki, tj. prezentowane ostatnio dość często spodnie od Benevento, bawełniany golf, zamszowe oksfordy od marki Bexley oraz nowość w mojej szafie, czyli jedwabno-wełnianą marynarkę stanowiącą aktualną ofertę polskiej marki Lancerto. Więcej na temat samej marki pozwolę sobie napisać już niebawem w osobnym poście poświęconym głównie ich jesienno zimowej kolekcji.
Wracając do marynarki, jest to całkiem ładny, typowo sportowy model, z nakładanymi kieszeniami bocznymi oraz nakładaną kieszonką piersiową (brustaszą), pozbawiony konstrukcji. Z racji tego, że materiał wierzchni jest bardzo cienki, w modelu tym zastosowano chyba warstwę płótna lub fizeliny zamiast standardowego wypełnienia ramion, pewności jednak nie mam, a marynarka zamknięta jest pełną, wiskozową podszewką, więc i możliwości sprawdzenia brak. Efekt finalny jest jednak taki, że ramiona są takie jakie lubię najbardziej, czyli miękkie. Ciekawa melanżowa tkanina w delikatną kratę windowpane, to według zapewnień producenta importowana z Włoch mieszanka jedwabiu z wełną, wzmocniona 10% procentową domieszką poliestru. W tym przypadku jestem zresztą w stanie bez większego problemu wybaczyć ten syntetyczny dodatek, bo tkanina wydaje się być faktycznie bardzo cienka, pozostaje też przy tym całkiem miła w dotyku. To do czego mógłbym jeszcze się przyczepić (trochę na siłę), to fakt, że najmniejszy rozmiar, tj. prezentowany dzisiaj "48" wymaga mocniejszego taliowania do mojej nie tak wcale wątłej sylwetki (177 cm wzrostu, 103 cm w klatce piersiowej, 84 cm w pasie) oraz skrócenia rękawów, no ale zarówno jedno jak i drugie, to już raczej codzienność, a nie wyjątek.
Obie te przypadłości widać zresztą na poniższym zdjęciu, chciałem jednak pokazać Wam oryginalny, nie przerabiany produkt. W kolejnej sesji postaram się zademonstrować co można wydobyć z niej małymi poprawkami krawieckim.
Aha, nie jestem też fanem kontrastowych nici stosowanych do obszywania butonierek i guzików rękawów, tutaj jednak butonierka zgrywa się kratą, a sam kontrast utrzymany jest w granicy dobrego smaku.
Żeby nie było, że tylko się czepiam muszę w tym miejscu oddać sprawiedliwość marce Lancerto i przyznać, że pomijając moje blogerskie marudzenie, w gruncie rzeczy to bardzo udany produkt o sensownym stosunku jakości do ceny. Klapy na ponad 8 cm, ładnie umiejscowiona kozerka oraz przyzwoity kształt kieszeni, to detale, które zdecydowanie działają na jej korzyść. W moim odczuciu jednak najistotniejsze jest bardzo dobre ulokowanie środka ciężkości marynarki, tj. obniżenie wysokości górnego, zapinanego guzika, a co za tym idzie, poprawienie ogólnych proporcji produktu. Dla przypomnienia, większość marek odzieżowych oferujących produkty z wieszaka (RTW) uległa w ostatnich latach tendencji do nienaturalnego podnoszenia tego punktu, zatracając przy okazji praktyczną, modelującą męską sylwetkę, funkcję marynarki. Duży plus ode mnie dla Lancerto za to posunięcie i powrót do klasycznych korzeni.
Marynarkę z tej sesji znajdziecie TUTAJ.
Kolejnym elementem pochodzącym z oferty Lancerto jest skórzana weekendowa torba w kolorze czekolady. Muszę przyznać, że pomimo moich początkowych obaw związanych z potencjalnym zgrzytem na linii "dość pokaźne wymiary torby" - ja, okazała się nieocenionym kompanem nie tylko w podróży, ale także podczas codziennych, pieszych wędrówek po mieście, bez problemu mieszcząc aparat z futerałem oraz całą masę innych "niezbędnych" rzeczy. O bardziej szczegółowy opis pokuszę się jednak za jakiś czas, gdy uda mi się ją trochę zniszczyć. Albo i nie uda, bo skóra nie wygląda na wątłą ceratę, bez problemu przebrnęła też przez pierwszy, liczący kilka tysięcy kilometrów, test. Zobaczymy jak poradzi sobie z kolejnymi.
Torba dostępna TUTAJ.
Na sam koniec jeszcze dwa słowa odnośnie mojego kolejnego, nowego gadżetu, wełniano -jedwabnej poszetki od marki Poszetka.com: "świetna jest". A tak na poważne, mam ją raptem od dwóch tygodni, ale już wiem, że bardzo się polubimy oraz że mój dotychczasowy poszetkowy faworyt ma poważnego konkurenta, marynarka zaś stałą kompankę. Cienka, nieformalna tkanina w przyjemny geometryczny wzór utrzymany w oszczędnej kolorystyce, to coś co nie tylko celnie trafia w mój gust, ale stanowi bardzo uniwersalny dodatek.
photo. Patiness