W tym miejscu pierwotnie miał pojawić się zupełnie inny, zawierające umiarkowane ilości "stylowych" przemyśleń, wpis, ale jak zapewne już zauważyliście, ostatnio nieco ciężej idzie mi publikowanie. Aby nie zwiększać tego przestoju, zaserwuję Wam więc jeden z kolejnych zestawów stanowiący typowe "co miałem dziś / wtedy na sobie".
Zdjęcia tego zestawu, jak i kilku innych, które pojawią się na blogu niebawem, zostały zrobione podczas mojego ostatniego pobytu w Hiszpanii. Pomimo niższych temperatur i dość silnego wiatru, aura sprzyjała więc pozostawieniu w domu okrycia wierzchniego i ograniczenie się do lżejszych, jesienno - zimowych klasyków. Myślę jednak, że dobranie pasującego trencza, dyplomatki lub ulstera nie będzie stanowić dla Waszej wyobraźni specjalnie trudnego wyzwania, a gdyby nawet, osobny wpis o płaszczach jest już zresztą na warsztacie.
Na pierwszy rzut oka wybija się kontrastująca ze stonowaną resztą, wełniana marynarka (Lancerto, model Frederic, wełna merynosowa, 140S - prezentowałem ją już TUTAJ, na stronie marki zaś pojawiły się już ciekawe wyprzedażowe oferty) w kratę Crombie House Tartan, uzupełniona o dobraną pod nią poszetkę (ostatnio mam takie upodobanie, aby poszetki dobierać pod marynarki, sami oceńcie czy ma to dla Was sens) we wzór camo, również wykonana z wełny, tym razem w mieszance z jedwabiem (Poszetka.com).
Pozostałe elementy, poza szarością, łączy również flanela. I tak mamy tutaj bawełnianą koszulę z flaneli Albini (Miler Menswear* - teraz w specjalnej cenie), flanelową kamizelkę Mango (tutaj szarość, a tutaj granat - posiadam obie i za tę cenę zdecydowanie polecam) z wełnianej tkaniny Comero oraz wełniane spodnie z H&M wykonane z flaneli, o której nie jestem w stanie powiedzieć zbyt wiele, poza tym, że dość szybko zaczęła przecierać się w kroku i obecnie czeka na reanimację lub jeśli ta się nie powiedzie, emeryturę. Niestety, bo bardzo je lubiłem i muszę przyznać, że w ubiegłym roku były mocnym elementem mojej zimowej garderoby. W tym miejscu wypadałoby również wspomnieć o jednym z moich tegorocznych odkryć, czyli, wspomnianej wyżej koszuli z kołnierzykiem long button down - wszystkich niezdecydowanych gorąco zachęcam, tkanina jest niezwykle przyjemna w dotyku, sam kołnierzyk zaś bardzo szybko przestaje być "za duży" i skutecznie zmienia punkt widzenia noszącego. Do tego stopnia, że obecnie czekam na odbiór kolejnego egzemplarza, tym razem w kolorze białym, bo coraz ciężej jest mi sięgać po te z "regularnymi" kołnierzykami. Słowem, coraz bardziej zauważalne w męskomodowym światku inspiracje estetyką z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych dopadły i mnie. Ale to już zupełnie inna historia.
_____________
*link afiliacyjny
foto. / photo. Patiness