Tak, stało się, po latach walki i nieumiejętnego zestawiania tego koloru z resztą garderoby chyba powoli wychodzę na prostą. A nawet jeśli tak nie jest, topór wojenny na jakiś czas zakopałem.
Oczywiście nie jest to news w żadnym stopniu istotny, ale już jako utrzymany w konwencji historii Leopoldo Pisanelli z allenowskiego "Zakochani w Rzymie" radzi sobie całkiem nieźle. Tak czy inaczej, przez ostanie lata nie byłem zagorzałym fanem zieleni, teraz znów zaczynam doceniać ten kolor.
kurtka safari - projekt własny // koszulka polo i pasek - H&M // spodnie - SH // tassel loafers - Massimo Dutti // okulary - West
__________________________________________________________________________________________________________
Oczywiście nie oznacza to, że zacznę paradować w marynarkach a'la Dougi Jones, ale dobrane pod karnację przygaszone, oliwkowe odcienie znów mają w mojej garderobie, hymm... zielone światło. Zresztą bardzo dobrze koresponduje to z wałkowaną przeze mnie do znudzenia paletą kolorów ziemi, a połączenie z szarościami wydaje się także co najmniej interesującą perspektywą.
Tytułowy zielony element, a zarazem rdzeń całego zestawu, to wykonana z mieszanki bawełny z jedwabiem, koszulka polo, bardzo przyjemna w dotyku i równie podatna na zaciągnięcia oraz zmechacania (np. poprzez ocieranie o pas samochodowy), na dobrą sprawę to jej jedyny, aczkolwiek dość poważny minus.
Wszystkie zdjęcia zostały wykonane przez Patiness
Aparat: Nikon D90 + Nikkor 85mm f/1.8
Miejsce: Skradin / Chorwacja