Zarost na twarzy, to coś co łączy w mniejszym lub większym stopniu, praktycznie wszystkich facetów na naszym globie. Prędzej czy później, każdy z nas musi stanąć przed dylematem jak się z tym owłosieniem twarzy uporać. Dróg i możliwości jest wiele, począwszy od dzikiego i frywolnego zarastania, przez mniej lub bardziej fantazyjne strzyżenia, aż po regularne przycinanie i w wariancie ekstremalnym, karczowanie i równanie z hymm... twarzą. Także w sferze używanych do tego celu narzędzi, możliwości jest kilka i każdy może wybrać opcję, która najbardziej mu odpowiada.
Wpis zawiera recenzję golarki i powstał w wyniku współpracy z marką REMINGTON.
Korzystając z faktu, że tego tematu podjąłem się w wyjątkowym dla golenia miesiącu, pozwolę sobie w tym miejscu wspomnieć o inicjatywie jaką jest Movember. Listopad, to od wielu lat miesiąc solidarności z mężczyznami zmagającymi się z rakiem jąder oraz gruczołu krokowego, czyli dwóch najbardziej zabójczych, typowo "męskich" odmian nowotworów. Nazwa pochodzi od połączenia słów November (listopad) oraz mustache (wąsy), a jej głównym celem jest wzrost świadomości odnośnie zagrożenia oraz profilaktycznych badań, niezbędnych do wczesnego wykrycia zmian chorobowych. Wąsy, jako wciąż nietypowy rodzaj owłosienia twarzy, mają pełnić tu rolę katalizatora do luźnych i pozbawionych wstydu męskich rozmów na ten temat. Więcej o akcji Movember znajdziecie w moim wpisie sprzed kilku lat - "Siła wąsa".
Wąsy, to także ten rodzaj zarostu twarzy, który wyjątkowo sobie upodobałem, ale po kolei.
Prawda jest taka, że nie jestem, ani nigdy nie byłem wielkim entuzjastą golenia. Można powiedzieć, że odkąd tylko na mojej twarzy pojawiły się pierwsze włosy, kombinowałem jak proces usuwania ich uczynić najszybszym i najbardziej komfortowym. Stało to w jawnej opozycji do idei, którą wyznawał mój dziadek, dla którego spotkania z pędzlem, kremem do golenia i brzytwą, a później ręczną maszynką na wymienne ostrza, były praktycznie codziennością. Ja jednak miałem to sobie za nic i pomimo początkowych prób przekonania się do tego rytuału, wkrótce po osiągnięciu pełnoletności nabyłem swoją pierwszą maszynkę elektryczną z rotacyjnymi głowicami. Jak na dzisiejsze standardy można by ją uznać za urządzenie archaiczne, ale wtedy spełniała wszystkie moje wymagania.
Przez kolejnych kilkanaście lat używałem innych modeli, które prawdę napisawszy, pełniły funkcję trymerów, ale tamta pierwsza głęboko wyryła się w mojej pamięci. Nawet pomimo tego, że opcja golenia "na gładko" nie była mi specjalnie potrzebna. Dopiero w ostatnich latach, kiedy to znów powróciłem do krótszego zarostu z zaznaczonym wąsem, gdy włosy na twarzy stały się wyraźnie sztywniejsze i gęstsze oraz gdy zaczęły zarastać coraz bardziej obficie górną część moich policzków i szyję, zacząłem poszukiwać rozwiązań, które pozwolą mi skutecznie się z tym tematem rozprawić. Po drodze okazało się, że mój zarost, podobnie jak pozostałe włosy na głowie, cechuje się brakiem organizacji, koordynacji i dużą dozą frywolności. Biorąc pod uwagę jej zawartość, nie dziwi mnie to zupełnie.
No dobrze, a jak wygląda moje golenie krok po kroku?
Golę, a raczej przycinam zarost raz na kilka dni, w zależności od aktualnego poziomu chęci oraz realnych potrzeb. Jak już wspominałem powyżej, najlepiej czuję się z wąsem w asyście kilkudniowego zarostu. W moim odczuciu, w takiej fryzurze twarzy wyglądam najkorzystniej i doszedłem do niej drogą eliminacji, tj. z każdą inną bardziej było coś nie tak. Pozostał mi więc wąs. Modeluję go nożyczkami, po czym docinam maszynką. Maszynką przycinam także pozostały zarost na długość około 2-3 mm. Na tym etapie często korzystam ze specjalnego fartucha mocowanego z jednej strony na przyssawki do płaskiej powierzchni, z drugiej zaś na rzep, ściśle wokół szyi. Oszczędza mi to połowę sprzątania po całym rytuale, jest też bardzo pomocny w podróży. Następnie poprawiam kontury ostrzem trymera bez nakładki oraz ostrzem do precyzyjnego modelowania właśnie. Na sam koniec pozostaje docięcie niechcianego zarostu na policzkach oraz szyi. Z racji tego, że skórę na szyi mam wyjątkowo podatną na podrażnienia, a zarost niesforny i sztywny, ostatnio zacząłem eksperymentować z dodatkowym kremem do golenia. Z jednej strony, być może zarost faktycznie łatwiej poddaje się ostrzom, z drugiej jednak szybciej je zapycha, co przedłuża cały proces, nie mam pewności więc czy pozostanę z tą opcją na dłużej.
Między innymi z tych, opisanych powyżej powodów, bardzo ucieszyłem się na propozycję przetestowania flagowego modelu marki REMINGTON, tj. wielozadaniowej, rotacyjnej golarki i trymera do twarzy i ciała, oznaczonej jako "Ultimate R9", a wyposażonej w technologię, która według zapewnień producenta, minimalizuje ilość podrażnień.
Maszynkę użytkuję od początku października, 1 - 2 razy w tygodniu.
To co rzuca się w oczy już na samym początku, to jakość wykonania oraz spasowania wszystkich elementów. Nie widać tu taniego plastiku o nierównych, odstających krawędziach i pomimo, że nie ma to bezpośredniego wpływu na jakość golenia, dobrze rokuje na dłuższą, owocną współpracę. Maszynka dobrze leży w ręce, a gumowane, boczne wstawki poprawiają chwyt, zwłaszcza gdy nasze dłonie są akurat mokre. Także samo manewrowanie jest wygodne i precyzyjne, chociaż nie miałbym nic przeciwko gdyby maszynka była nieco mniejsza. Może mieć to znaczenie w przypadku mężczyzn o drobnych twarzach, a także w mniejszym stopniu, co dotyczy bezpośrednio mnie, częstego podróżowania, gdzie zarówno ilość miejsca jak i waga bywa mocno ograniczona. Przyznaję, to trochę szukanie dziury w całym, ale jeśli okaże się to faktycznie uciążliwe, wezmę pod uwagę jej typowo podróżną i podręczną wersję, tj. model XR1410 Flex 360°.
Na uwagę zasługuje także kolejny istotny w podróży aspekt, a mianowicie, usztywniony, piankowy, dopasowany do kształtu golarki pokrowiec. Niestety, o pozostałe akcesoria takie jak końcówka z trymerem, stacja ładująca i sama ładowarka musimy zadbać we własnym zakresie. Z dwojga złego, wolę jednak tę opcję, zwłaszcza, że już niejednokrotnie musiałem przekopywać bagaż z powodu samoistnie włączającej się golarki spoczywającej w luźnym futerale z resztą osprzętu. Ponadto, także stację ładującą możemy złożyć w taki sposób aby zabezpieczyła włącznik przed przypadkowym uruchomieniem.
No dobrze, a co z samym goleniem? Otóż "nudy". Wszystko jest na swoim miejscu i ciężko jest się do czegoś przyczepić. Ostrza golą gładko i nie powodują specjalnych podrażnień, co jak już wspominałem powyżej, bywało moją zmorą, zwłaszcza w obrębie szyi. Podobno jest to zasługa podwójnych pierścieni o przeciwnym kierunku rotacji oraz duży zakres ruchu całych głowic. I w sumie nie mam podstaw by w to nie wierzyć.
Sposób wymiany końcówek jest banalnie prosty i efektywny, a możliwość płukania i ogólnie, użytkowania pod bieżącą wodą, bardzo praktyczna. Zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę możliwość golenia "na mokro", z użyciem zmiękczających zarost kosmetyków. Sprawdziłem, działa.
Nie wiem czy był to w pełni świadomy zabieg projektantów i konstruktorów, ale obie końcówki można mocować w dwie strony, co jeszcze bardziej zwiększa i poprawia możliwości precyzyjnego golenia, np. w okolicach kącików ust czy przy granicy zarostu. Trymer regulowany jest precyzyjnym, płynnym pokrętłem w zakresie 1-5 mm, w celu uzyskania dłuższego zarostu musimy posiłkować się grzebieniem.
W samym korpusie znajduje się jeszcze jedno, dodatkowe ostrze do precyzyjnego modelowania. Z jednej strony, to praktyczne i całkiem przydatne rozwiązanie, przeszkadza mi natomiast nieco fakt jego zbyt swobodnego "dryfowania" w trakcie użytkowania w jednym z dwóch możliwych chwytów maszynki. Być może coś robię źle, ale ostrze ma w nim tendencję do składania się pod wpływem nacisku. Moim patentem na ten stan rzeczy jest podtrzymywanie go palcem wskazującym w trakcie użytkowania.
Akumulator wydaje się być całkiem wydajnym i starcza na deklarowane 60 minut pracy, na chyba, że będziemy ciągle korzystać z trybu "turbo". Z drugiej strony, już 5 minut ładowania pozwala na jednorazowe golenie, a pełne naładowanie akumulatora zajmuje około 90 minut. Poziom naładowania możemy sprawdzić na wbudowanym w sprytny sposób, czytelnym wyświetlaczu, widocznym tylko w trakcie użytkowania. Niby nic wielkiego, ale bardzo lubię ten detal.
PLUSY I MINUSYPlusy:
- wszechstronność
- jakość wykonania i poziom spasowanie elementów
- system dwóch pierścieni o przeciwnym kierunku rotacji, zmniejszający podrażnienia
- szybka i łatwa wymiana końcówek (głowica rotacyjna oraz trymer)
- precyzyjna regulacja trymera
- wodoszczelność obudowy
- możliwość golenia na mokro i na sucho
- sztywny, piankowy pokrowiec
- tryb "turbo"
- opcja szybkiego ładowania
- wskaźnik poziomu naładowania
- niski poziom głośności podczas pracy
- cena - 349 zł
Minusy:
- wymiary (subiektywne odczucie)
- brak pokrowca na akcesoria (końcówka trymera, port ładowania, zasilacz)
- "dryfujące" ostrze do precyzyjnego modelowania (w jednej z dwóch pozycji)
PODSUMOWANIE
Biorąc pod uwagę, wszystko co powyżej, REMINGTON Ultimate R9 wydaje się być naprawdę solidną propozycją. Jakość wykonania, komfort użytkowania i precyzja golenia w zestawieniu z niewygórowaną ceną i brakiem istotnych minusów, nie wynikających bezpośrednio z czepialstwa, dają konkretny produkt, który ma szansę służyć dzielnie przez dłuższy czas. A przynajmniej ja w to wierzę, tego się trzymam i chętnie to sprawdzę na własnej skórze.